Dzisiejszy post leci z Londynu, pracę jako au-pair w Irlandii zakończyłam z dniem 30 listopada. Moim pierwszym punktem podróży byli... sąsiedzi. Ale od początku.
Mieszkałam przez 3 i pół miesiąca z rodziną- on Irlandczyk, ona Polka. Moim zatrudnieniem zajmowała się ona, zależało jej, aby syn znał polski i tak też miałam komunikować się z młodym, podczas nieobecności rodziców.
Już od pierwszego kontaktu dała świadectwo swojego braku wychowania wyzywając moich rodziców, którzy próbowali upewnić się, czy ich córka jedzie do rodziny z dzieckiem a nie chociażby do burdelu.
Już w pierwszym tygodniu mojego przyjazdu jej zapał i zainteresowanie moją osobą topniało stopniowo, aż po kilku tygodniach zaczęłam czuć się jak intruz w domu. Czułam pogardę płynącą z jej strony. Jak się później okazało- poprzednia au-pair zajmowała się jej synem cały czas, na co ja sobie nie pozwoliłam. Gdy którykolwiek rodzic wracał do domu, ja miałam czas dla siebie i mogłam nim dysponować.
Umowa
Kwestia, przed którą przestrzegałam w postach pisanych jeszcze przed wyjazdem. Gdy prosiłam o nią na początku byłam manipulowana (!!!) hasłami typu "myślałam, że chcesz być traktowana jak członek naszej rodziny a nie pracownik". Po odpowiedzi, iż chcę być członkiem rodziny, ale z umową, dostałam ją w formie elektronicznej.
Umowa a proszę
Od pierwszych dni mojego pobytu pojawiały się aluzje typu "poprzednia au pair sprzątała mi cały dom w piątki, no ale teraz ja będę musiała to zrobić" (zapis w umowie: pomoc w drobnych, codziennych czynnościach). Gdy iluzje w moją stronę nie zadziałały, pewnego wieczoru przyszła do mojego pokoju i zapytała "zajmowanie się moim synem nie jest takie ciężkie, prawda? Więc prosiłabym Cię, abyś jednak sprzątała tak, jak to robiła moja poprzednia opiekunka".
c.d.n.
Zapowiada się ciekawie.. aczkolwiek wcale nie pozytywnie.Pozdrawiam, Basia
OdpowiedzUsuń